Obserwatorzy

piątek, 29 maja 2015

Mój nowy chłopak #DariaAparatka

Hej wszystkim :)

Tytuł tego posta pewnie jest nieco mylący, ale po części prawdziwy - mam nowego towarzysza. Będzie ze mną przez najbliższe 2 lata. W tym czasie będę musiała się o niego troszczyć, chodzić z nim do lekarza, opiekować się nim jak mogę najlepiej. Mowa o aparacie ortodontycznym :) 

 
Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć proste zęby, chociaż wiele osób mi mówiło, że moje wcale krzywe nie są. Ja jednak widziałam swoją wadę i przez wiele lat nie mogłam się z nią pogodzić. Teraz - w wieku 21 lat - w końcu zdecydowałam się na założenie aparatu i bardzo się z tego cieszę. Moja wada jest dość spora, dodatkowo mam wadliwy staw żuchwowy, który też będzie naprawiony podczas leczenia. Może powiem Wam co nie co o moich pierwszych wrażeniach po założeniu.

Tak mniej więcej prezentuje się mój aparat - zdjęcie nie jest moje ;)

Samo zakładanie aparatu wbrew pozorom nie trwało tak długo, bo około 1,5 godziny. Ortodonta założył mi aparat samoligaturujący - górny łuk szafirowy, dolny metalowy. Od momentu założenia już czułam ucisk na wszystkich zębach a w szczególności na przednich. Niestety założone zamki na chwile obecną uniemożliwiają mi jedzenie - nie mogę zagryźć zębów do końca. Nie żeby w tym momencie była w stanie to zrobić. niewątpliwie czuję działanie aparatu i jakikolwiek nacisk wywołuje reakcje. Na szczęście ból nie jest ogromny, z łatwością daję sobie z nim radę :)


Jeśli chodzi o jedzenie to pozostało mi picie smoothie, soczków i jedzenie lodów :D Oczywiście z tym nie mam problemu ;) Sądzę, że dopóki nie będę czuć się komfortowo jedząc cokolwiek będę to robić "w ukryciu" czyli w domu, gdzie będę miała czas porządnie wyszczotkować zęby i wyczyścić aparat. Mam nadzieję, że z czasem będzie z tym coraz lepiej :) Mam nadzieję, że przyzwyczaję się do uczucia 'pełnej gęby' i nie będzie mi to później przeszkadzać ;)

Nosiłyście może aparat ortodontyczny? Jakie macie z nim doświadczenia?
Dajcie znać, jeśli macie jakieś rady :)

środa, 27 maja 2015

Fitness update #5 tygodniowe cele oraz garść motywacji

Hej dziewczyny :)
Dzisiaj tak jak obiecałam mam dla Was moje obecne wymiary. Powiem Wam, że nie ma jakiś wielkich efektów, ale sama widzę zmiany w moim ciele o których opowiem nieco bardziej w dalszej części posta :) Dodatkowo mam dla Was małą garść motywacji oraz trochę moich przemyśleń i nowych pomysłów.

Zacznijmy może od wymiarów:
Talia 68cm
(-2cm)
Biodra 96cm (-1cm)
udo 54,5cm (-0,5cm)

Powiem szczerze że po tylu tygodniach spodziewałam się większych spadków. Zwłaszcza że waga spadła o 4 kg :P Jednak nie dam się zdemotywować, takie wyniki tylko świadczą o tym, że nie dawałam z siebie wszystkiego. Walczymy więc dalej. Pomimo małych spadków wymiarów zauważam w swoim ciele zmiany. Dzięki ćwiczeniom widzę, że skóra stała się bardziej napięta, moja kondycja nieco się polepszyła oraz mam więcej energii. 

 

Mam również nowy pomysł na efektywniejszą dietę. Z racji, że niemal co tydzień piszę tutaj update'y doszłam do wniosku, że będę ustalać sobie wyzwania tygodniowe, z których będę się rozliczać co środę. Co o tym myślicie? :D

Wyzwaniem na ten tydzień będzie:
- niejedzenie czekolady
- codzienne ćwiczenia na dolne partie ciała - przynajmniej 15 minut
- 3 treningi trwające przynajmniej godzinę (bieg bądź stepperek) lub półgodzinny interwał
- codziennie przynajmniej butelka wody
- max. jedna kawa dziennie


Wyzwań mam 5 - sporo. Aczkolwiek nie sądzę, że jest to trudne do wykonania. Najważniejsze dla mnie są ćwiczenia, do których ciężko ostatnio mi się zabrać. Osobiście twierdzę, że interwał będzie najbardziej efektywną formą aktywności, ale daję sobie różne opcje do wyboru. Reszta to tylko małe zmiany i nowe nawyki, które chcę wprowadzić w codzienne życie i nie powinno z tym być najmniejszego problemu :)

Jeśli chcecie śledzić moje zmagania codziennie na bieżąco zapraszam na snapka - bozekdaria :)

RADA TYGODNIA

"Latem zamień batoniki na lody - te bez polewy. Orzeźwią Cię i nie zostawią uczucia ciężkości i wyrzutów sumienia, które mamy po czekoladkach"


Believe in Yourself ;)

A teraz czas na inspiracje <3 (źródło:Pinterest)







Buziaki :*

wtorek, 26 maja 2015

Pharmaceris Fluid Matujący Zwężający Pory 01 Ivory

Hej dziewczyny :)
Dzisiaj mam dla Was recenzję podkładu w którym byłam absolutnie zakochana - do czasu. Mowa będzie o fluidzie matującym Pharmaceris. Zakupiłam go w listopadzie, więc w tym momencie nie nadaje się już do użycia, ale problemy z nim zaczęły się już duuużo wcześniej. Zapraszam do lektury.


Moje pierwsze doświadczenia z fluidami firmy Pharmaceris nie były zbyt pozytywne. Pierwszy próbowałam wersję intensywnie kryjącą i dosłownie spływała mi ona z twarzy. Gdy zobaczyłam wersję matującą na przecenie stwierdziłam że może warto zaryzykować. Opakowanie to klasyczna buteleczka z pompką, charakterystyczna dla Pharmaceris. Wielkim plusem jest system air-less, pompka działała bez zarzutów, nigdy się nie zacinała ani blokowała. Wszystko jest ładne, proste - ciężko narobić nim bałagan.


Fluid ma kremową, dość gęstą konsystencję. Rozprowadza się na skórze bardzo łatwo, pięknie się z nią stapia zostawiając pół-matowe wykończenie. Krycie jakie zapewnia jest idealne - nie daje efektu maski, ale ukrywa wszystkie niedoskonałości. Nie zatyka porów, czego można się spodziewać po tej firmie. Pomimo tylko 3 dostępnych odcieni, najjaśniejszy z nić (ivory) był idealny do mojej bladej buzi. Utrzymywał się na twarzy cały dzień, konieczne były jedynie drobne poprawki, co w moim przypadku jest ujarzmienie świecenia. Dodatkowym plusem jest zawarty filtr SPF 25.


Wszystko wygląda pięknie, prawda? Otóż nie. Po ok.3 miesiącach użytkowania zaczął się utleniać w opakowaniu, nagle kolor z pięknego porcelanowego zaczął podchodzić pod dojrzewającą pomarańczę. Może nie widać tego na zdjęciach, ale widzę efekt po aplikacji na skórę. Na bladej cerze widać najmniejsze różnice. Nie wiem co się stało, na opakowaniu jest informacja o przydatności - 6 miesięcy od pierwszego użycia. No niestety, nieadekwatne do moich doświadczeń.

Bardzo mi przykro z tego powodu, bo naprawdę polubiłam ten podkład, idealnie wyglądał na skórze... Jednak nie jestem w stanie wykończyć całego opakowania w 3 miesiące, nawet jeśli byłby męczony codziennie. Zostawiłam opakowanie tylko po to, by zrobić dla Was recenzję i spytać o Wasze doświadczenia z nim.

Jak u Was się sprawdził ten podkład?
Też miałyście problem z utlenianiem?

niedziela, 24 maja 2015

Photo mix #4 Instagram, Snapchat

Hej dziewczyny :)
Dzisiaj mam dla Was Photo Mix z ostatnich tygodni :) Luźny post na poniedziałek, ale już jutro szykuję dla Was recenzję pewnego bubla, którego kiedyś uwielbiałam. Miłego poniedziałku :)

1. New in 2. Koteł w sklepie ;) 3. Widoczki na zakupach <3 4. OOTD

1,2. Kwiatki, kwiatki :) 3,4. Urocze skarbonki <3

1. Z Alinką (nie zabij mnie za to zdjęcie) 2. Kuzyneczka :) 3. Ares daje buzi 4. Selfie po fryzjerze :)

1. Ulubiony kolorek :) 2. Haul Rossmannowy 3. Kolekcja bronzerów 4. Sauna dla włosów

1. Tinka :) 2. OOTD 3. Więcej kwiatów 4. Gramy, a raczej przegrywamy ;)

1. Snapek ;) 2. Najlepsze lody EVER 3. Taki spoiler na peugeocie 206? Serio? 4. <3

piątek, 22 maja 2015

Revlon Colorburst Lip Butter 096 Macaroon

Hej dziewczyny :)

W ten piątkowy wieczorek mam dla Was recenzję produktu, który ostatnio bardzo często jest u mnie w użyciu. Pomimo początkowych nieporozumień bardzo się polubiłam z masełkiem do ust Revlon Colorburst w kolorze Macaroon (096). Zapraszam do dalszej lektury.


Masełka Revlon Colorburst były rozsławione w sieci długo przed tym, gdy postanowiłam je wypróbować. Podczas jakiejś przypadkowej promocji w SuperPharmie na produkty Revlona (1+1 gratis) wybrałam dwa kolorki, z czego jeden kupiłam dla mamy. Dla siebie wybrałam numer 096 Macaroon, który jak wszystkie inne ma śliczne opakowanie, które pomimo tego, że jest plastikowe i trochę "zwykłe" robi wrażenie poprzez piękne kratkowe tłoczenia na dwóch bokach. Zamknięcie jest bardzo mocne, z pewnością nie otworzy się samo w torebce. Plastik sam w sobie jest mocny, przez co jest odporny na uszkodzenia.


Kolorek Macaroon to śliczny różany kolor. Bardzo mnie zaintrygował, ponieważ ma w sobie odcienie różu, czerwieni oraz malutkie mieniące się drobinki. Co prawda za drobinkami nie przepadam, ale uznałam, że jak już gdzieś je wypróbować to właśnie na ustach. Wygląda bardzo naturalnie, chociaż raz miałam wrażenie że owe drobinki "powędrowały" po twarzy i miałam całą okolicę ust błyszczącą jak kula dyskotekowa - a może nieświadomie przetarłam dłonią po twarzy i sama spowodowałam taką sytuację :P Jego trwałość jest naprawdę dobra jak na produkt tego typu, ale oczywiście konieczna jest poprawka po jedzeniu czy piciu. 


Jeśli chodzi o nawilżenie jakie daje - bardzo dobre. Nie jestem w stanie powiedzieć, że produkt ten jest cudotwórcą, ale bardzo dobrze radzi sobie z nawilżeniem ust w ciągu dnia, nadając im jednocześnie śliczny kolorek. Ja osobiście nie noszę pod masełkiem konturówki, ale oczywiście można, jeśli chcemy nieco intensywniejszy kolor. Szminka sama w sobie jest mocno napigmentowana co widać na zdjęciu. Mi taki pigment wystarczy do codziennego użytku. 


Ma on jednak swoje minusy. W mojej książce występują dwa. Pierwszym z nich jest oczywiście cena. Regularna w SuperPharmie wynosi 39zł, co jest nieco wygórowaną ceną. Zwłaszcza, że otrzymujemy tylko 2,5g produktu. I to właśnie ilość jest drugim minusem. Przy codziennym użytkowaniu sądzę, że nie starczy to na 2 miesiące, co jest śmieszne patrząc na taką cenę. Niemniej jednak uważam że wydajność jest przyzwoita, nie musimy pakować koloru, żeby otrzymać pożądany efekt. 

Plusy:
+ kolor
+ nawilżenie
+ wydajność
+ dostępność
+ trwałość

Minusy:
- ilość produktu
- cena 

Uważam, że jest to produkt warty wypróbowania, ale tylko upolowany na promocji :) Ja bardzo lubię go używać i pewnie przy następnej okazji zaopatrzę się w inne kolorki :)

Używałyście tych masełek? Co o nich myślicie?

Snapchat: bozekdaria
Instagram: @bozekdaria
Facebook: TUTAJ
Zapraszam :*

środa, 20 maja 2015

Fitness update - postęp po 6 tygodniach :)

Hej dziewczyny :)

Dzisiaj mam dla Was wpis z serii Fitness update, czyli o moich zmaganiach ze zbędnymi kilogramami. Miałam dzisiaj dodać swoje wymiary ale w porannym pośpiechu zapomniałam. Wskoczyłam jednak na wagę i pomimo faktu że ostatnie tygodnie miały do idealnych daleko, skala pokazała nieco mniej. Zapraszam do dalszej lektury.


Jeśli jesteście ze mną dłużej wiecie, że dnia 8 kwietnia zaczęłam starać się zgubić kilka zbędnych kilogramów. Zaczynałam z wagą 65,7kg. Dziś, po 6 tygodniach wynosi ona 61,8 - czyli niemal 4 kg mniej. Jedni mogą powiedzieć, że jest to mało, ale dla mnie jest to sporo. Faktem jest, że ostatnie kilogramy zgubić jest najciężej, dlatego trzeba cierpliwości by wytrwać i dotrzeć do celu. Moim celem jest 58kg, mam więc niecałe 4 kilo balastu do zgubienia. 


Po tych tygodniach prób nasuwają mi się pewne wnioski, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Pierwsza rzeczy to obserwacja swojego ciała. Jak wpływa na Nas to co jemy, na nasze ciało i skórę.  Powinno to dać nam do myślenia. Ja np. nie mogę jeść makaronu bo czuję się po nim ociężała i po prostu większa. Eliminujmy z jadłospisu te rzeczy, po których czujemy się gorzej. Druga rzecz to ćwiczenia. Sama dieta nie da nam pięknego ciała, ale same ćwiczenia też mało zdziałają, trzeba znaleźć złoty środek. Ja zadziwiająco zaczęłam biegać na początek krótkie trasy, choć z treningu na trening jest coraz dalej. Oczywiście nie można zapominać o ćwiczeniach siłowych, ale z tymi idzie mi gorzej. Trzecią rzeczą jest uzupełnianie płynów, czyli picie dużej ilości wody. Nad tym muszę zdecydowanie popracować, gdyż ten nawyk mnie opuścił.


Cele na ten tydzień:
- pić więcej wody
- robić ćwiczenia siłowe
- starać się nie jeść czekolady
- 5 km marszobiegiem


Co sądzicie o moich postępach? Dużo/mało?
Planuję za tydzień podać postępy na podstawie wymiarów, co Wy na to?
Buziaki :)

PS.To nie są moje zdjęcia ;) źródło Pinterest :)


Zaczęłam snapować :) Zapraszam :)

wtorek, 19 maja 2015

Obecni ulubieńcy #maj

Hej dziewczyny :)
 Dzisiaj przygotowałam dla Was moich obecnych ulubieńców. Na samej górze listy powinny być dwie apki - Instagram i Snapchat, bo same rozumiecie - obsesja ;) Znajdziecie mnie pod nazwą bozekdaria na obu tych apkach :) Zapraszam
W tym wpisie wyjątkowo pomiędzy kosmetykami pojawiła się przekąska, którą absolutnie uwielbiam. Zapraszam do lektury :)



Pierwszym ulubieńcem jest maskara Colossal Volum' Express od Maybelline. Kultowa już maskara wróciła u mnie na pierwszy plan po romansie z Wibo Growing Lashes. Absolutnie rewelacyjny tusz, nie przeszkadza mi ogromna szczoteczka, wręcz przeciwnie - spisuje się doskonale. 

Drugi ulubieniec to puder Stay Matte od Rimmela. Dawniej go nie lubiłam i teraz nie wiem dlaczego. Bardzo fajnie wygląda na skórze, zostawia matowy ale nadal naturalny efekt na skórze. Codziennie rano pudruję nim twarz, ale nigdy nie biorę go ze sobą - opakowanie nie przekonuje mnie do tego, by nosić go w torebce. 



Szminka Velvet Matte z Golden Rose w kolorze 10. Szczerze powiem, że długi czas był to najmniej lubiany przeze mnie odcień z tej serii, który posiadam. Miałam wrażenie, że nie trzyma się na ustach tak dobrze jak reszta, wydawał mi się po prostu bublem. Odleżał swoje i teraz zaczęłam częściej po niego sięgać i nie wiem dlaczego moje wcześniejsze wrażenia były takie słabe. Produkt jest rewelacyjny, kolorek prześliczny - może po prostu musiał poczekać na cieplejsze miesiące :)

Podkład Bell Hypo matująco-kryjący. Swój zachwyt tym przyjemniaczkiem opisywałam TUTAJ <--- pełna recenzja ;)



Krem do rąk Alterra Granat to idealny krem do wrzucenia do torebki. Dlaczego? wchłania się błyskawicznie, nie zostawia tłustej warstwy na dłoniach. Pięknie nawilża i zniewalająco pachnie - ideał.

Macadamia Healing Oil Treatment to olejek, który kupiłam podczas targów Beauty Vision w Poznaniu. Żałuję, że nie wzięłam większego opakowania. Nakładam go codziennie wieczorem przed pójściem spać na końcówki włosów po czym spinam je w koczek. Ranem moje włosy są odżywione ale nie obciążone, końcówki są mięsiste, wiem że po skończeniu wersji mini zainwestuję we większe opakowanie :)



Ostatni już ulubieniec to przekąska znaleziona w Netto. Początkowo kupiłam tylko 3 batoniki, ale po spróbowaniu wiedziałam, że muszę zrobić zapasy i wykupiłam wszystko co było na półce. Jest to batonik firmy Bakalland - BA! 5 zieren z miodem. Po zerknięciu w skład zobaczymy, że rzeczywiście składa się on wyłącznie z ziarenek i miodu. Są w nim ziarna słonecznika, pestki dyni, ziarna sezamu, siemię lniane a wszystko jest obtoczone pysznym miodkiem. Chyba najzdrowsza przekąska na jaką dotychczas trafiłam :)

Co sądzicie o moich ulubieńcach?
Znacie te produkty? :)

poniedziałek, 18 maja 2015

Róż Wibo Smooth'n Wear Blusher 1 [RECENZJA]

Hej dziewczyny :)

Przepraszam za moją weekendową nieobecność, planowałam zrobić photo mix, ale uznałam że w następną sobotę zbierze się więcej zdjęć na ciekawszy post :) Dzisiaj mam dla Was recenzję różu do policzków Wibo Smooth'n Wear nr 1. Zakupiony był oczywiście podczas Rossmannowych promocji i z góry powiem, że nie żałuję tego impulsu :) Zapraszam do dalszej lektury.


Zacznijmy tradycyjnie od opakowania, które jest klasyczną, prostą kasetką zamykaną na mocny zatrzask. Szczerze mówiąc myślałam, że plastik będzie miękki i słaby, ale bardzo się cieszę, że tak nie jest. Wszystko jest bardzo wytrzymałe, jak na produkt z tej półki cenowej jest rewelacja. Za cenę ok.10zł dostajemy 3gramy produktu, co moim zdaniem na róż jest w sam raz. 



Odcień numer 1 to idealne połączenie przygaszonej brzoskwinki z delikatnym różem. W opakowaniu możemy zauważyć delikatne drobinki, jednak nie są one widoczne na skórze. Zostawia naturalne wykończenie, zdecydowanie nie jest to płaski mat. Odcień ten nadaje się zarówno dla osób o jasnej jak i ciemnejszej karnacji, ponieważ jego intensywność idzie łatwo kontrolować. Lekką ręką można nim stworzyć śliczny, naturalny rumieniec, który będzie utrzymywał się na policzkach cały dzień. Jego trwałość jest rewelacyjna, po porannej sesji makijażowej utrzymuje się u mnie aż do wieczora i nadal prezentuje się tak samo. 



Jego pigmentację jak już wspomniałam wyżej można kontrolować, możemy go nałożyć delikatnie do codziennego makijażu jak i nie żałować sobie produktu na wyjścia. Co ważne - nie "wędruje" on po twarzy, co zdarzało mi się dawniej. Róż nie ruszy się ze stref, na które go nałożymy, chyba ze mu w tym pomożemy np. pocierając twarz. Sądzę, ze za taką cenę jest to zdecydowanie produkt warty wypróbowania. Odcieni dostępnych w szafach Wibo jest sporo, więc każdy znajdzie coś dla siebie :)



Plusy:
+umiarkowania pigmentacja
+cena
+wydajność
+trwałość
+opakowanie
+łatwa aplikacja
+naturalne wykończenie

Minusy:
BRAK

Używałyście tych róży? Jakie macie z nimi doświadczenia? 

piątek, 15 maja 2015

Bell HypoAllergenic fluid matująco-kryjący #HIT

Hej dziewczyny :)

Dzisiaj mam dla Was recenzję podkładu Bell z serii HypoAllergenic. Fluid matująco-kryjący w odcieniu 01 Nude. Upolowałam go podczas wyprzedaży w Rossmannie. Nigdy wcześniej nie miałam okazji go próbować, więc czas promocji był najlepszy żeby zaryzykować. Jak się u mnie sprawdza? Zapraszam poniżej na moją opinię :)



Zacznijmy może od wyglądu - produkt przychodzi do Nas w klasycznej tubce, wykonanej z matowego tworzywa. Zamknięcie jest zakręcane co nie do końca mi odpowiada - wolę, gdy podkłady mają pewniejsze zabezpieczenia, np. zatrzask. Powiem od razu, że opakowania Bell nie robią na mnie wrażenia, ale za taką cenę nie ma się co dziwić. Twierdzę, że w przemyśle kosmetycznym płacimy naprawdę sporo na ładne opakowania, aniżeli produkt.



Fluid Bell ma bardzo lekką konsystencje, przez co aplikacja jest bardzo przyjemna. Na skórze nie zastyga natychmiastowo co ułatwia ułatwia dokładne i równomierne rozprowadzenie. Bardzo lubię nakładać go pędzlem Hakuro Flat Top Kabuki dzięki któremu podkład pięknie stapia się z cerą pozostawiając ją idealną. Nie zgadzam się z tym, że wykończenie jakie pozostawia jest matowe. Nie powoduje świecenia się cery, ale też nie zostawia jej matowej - daje bardziej naturalne wykończenie. Ja oczywiście po aplikacji utrwalam go pudrem, robię tak z każdym podkładem. 



Ten przyjemniaczek utrzymuje się na skórze cały dzień. Makijaż robię ok. 7 rano, po pracy jestem w domu o 17  a twarz nadal wygląda idealnie, w środku dnia muszę co prawda przypudrować twarz, ale nie jest to dla mnie żaden problem. Ważną rzeczą, o której warto wspomnieć jest to że nie zapycha! Mogę używać go codziennie i nie widać żadnych negatywnych skutków stosowania. 

Plusy:
+ piękne krycie
+ wydajność
+ naturalne wykończenie
+ nie zapycha
+ nie wysusza
+ dostępność
+ cena
+ trwałość na skórze
+ jest hipoalergiczny
+ przyjemna aplikacja

Minusy:
- opakowanie

Produkt ten jest moim absolutnym hitem, bardzo lubię go używać i wiem że latem będzie spisywał się genialnie bo już radził sobie rewelacyjnie podczas cieplejszych dni :) Jego normalna cena to chyba 17,99zł więc są to naprawdę małe pieniądze, warto wypróbować :)

Używałyście kiedyś podkładów Bell?
Jakie są Wasza wrażenia? :)

czwartek, 14 maja 2015

Ograniczające przekonania - Fitness edition #siłaumysłu

Hej wszystkim :)

Dawno nie było u mnie wpisu mówiącego o moich podstępach w diecie i ćwiczeniach. Otóż działy się ostatnio w moim życiu rzeczy, które sprawiły że te rzeczy poszły na dalszy plan, musiałam się skoncentrować na innych rzeczach. Teraz kiedy wszystko jest uporządkowane wracam do pracy nad swoim ciałem. Moja dieta pozostaje raczej zbilansowana, staram się jeść zdrowo i czysto chociaż codziennie jakaś słodkość występuje. Dobrze tylko że z czekolady przerzuciłam się na lody ;)

 
Dzisiaj chciałam poruszyć temat przekonań jakie mamy na swój temat. Wiele z Nas po pierwszym treningu stwierdza - jest za ciężko, to nie dla mnie. Pytanie brzmi, czy na prawdę jest za ciężko, czy jesteś przekonana że jest za ciężko. Jeśli po treningu jesteś w stanie dojść do domu o własnych nogach a przy tym jesteś wymęczona na maxa - było idealnie. Jednak jeśli jesteśmy przekonania, że ćwiczenia zawsze będą katorgą nie chcemy się godzić na ciągłe nieprzyjemności w postaci zadyszki, potu na czole i zakwasów następnego dnia.

Ludzie dzielą się na dwie grupy - tych, którzy po treningu są zmęczeni i nie mają siły na nic innego. Ludzie, którzy po prysznicu wskakują z powrotem na kanapę i na tym kończą swój dzień. Druga grupa to wszyscy, którym aktywność fizyczna daje dodatkową energię do działania Są to ludzie, którzy czerpią radość z ćwiczeń i wiedzą, że początki zawsze są trudne. Wiedzą, że jeśli nie przestaną walczyć będą się śmiać, że na początku byli tacy słabi. Najważniejsze jest przekonanie o tym co robimy. 


Ja na przykład zawsze mówiłam, że nie mogę biegać ze względu na słabe kolana. Wolałam poćwiczyć w domu na stepperku niż iść na zewnątrz i pobiegać. Tymczasem domowe ćwiczenia nie dość że nie dawały satysfakcjonujących efektów dodatkowo powodowały ból w prawym kolanie. Ostatecznie stwierdziłam że pobiegnę tyle ile dam radę, założyłam sportowe butki, słuchawki na uszy i wystartowałam. Totalnie zrobiłam 3 km w czym były przerwy marszu. Jest to bardzo mało, wiem. Ale początki nigdy nie są piękne, wiem że z czasem będę miała lepsze wyniki. A najlepsze jest to, że kolana mają się dobrze. 


Co mnie powstrzymywało przed bieganiem? Przekonanie że nie dam rady. To zmiana przekonania działa cuda. Jeśli uwierzymy w coś niemożliwego staje się to możliwe. Może często o tym zapominamy, ale umysł ludzki jest nieograniczony. Możemy kontrolować nasze ciało za pomocą umysłu, nasze pragnienia i zachcianki. Jeśli wmówię sobie że to ciasteczko wcale nie będzie takie dobre w mojej głowie zrodzi się myśl, że lepiej poczekać kilka dni i zjeść naprawdę dobry deser a nie zapychać się byle czym.

Dziś pisałam tutaj o diecie i ćwiczeniach ale pamiętajcie, że mamy przekonania na temat każdego aspektu naszego życia. 

Zmieniając przekonania które nas ograniczają 
możemy zacząć odnosić sukcesy w czymś, w czym dotychczas ponosiliśmy same porażki.

Siła umysłu.

środa, 13 maja 2015

Wspólne mieszkanie przed ślubem - mój obraz na sprawę

Hej dziewczyny :)

Właśnie skończyłam czytać wpis na blogu Elare o tym, że przed ślubem nie mieszkała ze swoim partnerem. Wprowadzili się razem dopiero po ceremonii i była to ich decyzja. Chcieli, by rozpoczęcie wspólnego życia miało początek wraz ze ślubem. Oczywiście w pełni toleruję takie decyzje, jednak moja opinia na ten temat jest zupełnie odwrotna dlatego chciałabym Wam ją przekazać w tym poście. 


Wspólne mieszkanie jest dużym krokiem dla każdej pary. Przez pierwsze miesiące weryfikuje się wiele rzeczy. Nie mówmy tutaj o brudnych skarpetkach czy naczyniach. Wiele z Nas może mieć obraz swojego faceta jako istoty idealnej, ale wszystko może, choć nie musi się zmienić od momentu wspólnego zamieszkania. W moim przypadku wszystko zmieniło się na lepsze, pomimo początkowych sprzeczek. Sprzeczki są zazwyczaj wynikiem zmian, które towarzyszyły każdej przeprowadzce (których było sporo). 


Małżeństwo jest z kolei ogromnym krokiem dla każdej pary. Decyzja o wspólnym spędzeniu reszty życia powinna być w pełni świadoma, a do tego konieczne jest poznanie drugiej osoby na wylot. Ja wiem, że nie zgodziłabym się na ślub bez wcześniejszego mieszkania razem. Przerażałaby mnie myśl, że mój partner może mieć jakieś nawyki, o których mogę nie wiedzieć. A co jeśli nie umiałabym ich zaakceptować? Co, jeśli nie moglibyśmy dojść do kompromisów w różnych sprawach? Jest wiele rzeczy, które mogą pójść nie tak, a ja nie chciałabym być w środku i próbować na siłę naprawiać rzeczy, z którymi normalnie nie mogłabym żyć. 


Wiem, że zabrzmi to egoistycznie, ale warto zamieszkać z drugą połówką przed podjęciem poważnych życiowych decyzji tak samo jak warto wziąć samochód na jazdę próbną przed jego zakupem- żeby uniknąć niespodzianek. Nie wiem, czy zgadzacie się z taką opinią - mam takie same podejście do intymnej bliskości. Jeśli miałabym wyjść za mąż muszę wiedzieć wszystko, żeby mieć pewność, że do siebie pasujemy i że po ślubie nie czeka mnie zbyt wiele niespodzianek.

Wiem, że niektóre z Was mogą kierować się religią, może zwyczajami, a może naciskiem rodziny, że nie wypada bez ślubu mieszkać pod jednym dachem. Oczywiście jest to Wasza decyzja i to czym będziemy się kierować wynikać może tylko z Waszych przekonań, ja jednak wiem, że nie mogłabym skoczyć na głęboką wodę, jeśli nie wiem jak w niej pływać ---> nie ma to jak metafora ;)

Ciekawa jestem Waszej opinii na ten temat, czekam na komentarze :)
Buziaki :)

wtorek, 12 maja 2015

Co jest w mojej kosmetyczce? - Bronzery

Hej dziewczyny :)

Dzisiaj mam dla Was post z nowej serii, która będzie zawierać to co mam w swojej kolekcji. Czy jest ona spora, czy nie - nie mi to oceniać. Prawdą jest, że używam moich kosmetyków tylko na sobie, więc wiele z Was może stwierdzić, że wcale tyle nie potrzebuję. I zgadzam się z Wami, jednak mam w sobie chęć próbowania nowych kosmetyków, poszukiwania ideałów, więc stąd taka ich ilość. Z góry mówię, że nie chcę się tutaj chwalić czymkolwiek, szczerze mówiąc zazwyczaj zaniżam ilość produktów jakie posiadam. 


Dzisiaj chcę przedstawić Wam swoje broznery. Jeśli któryś z nich Was szczególnie zainteresował dajcie znać w komentarzu a z pewnością napiszę pełną recenzję. Moim zdaniem bronzer jest absolutnym must havem na okres letni. Nie dość że Nasza skóra sama chwyci trochę słońca, dodanie głębi opaleniźnie przez lekkie cieniowanie twarzy może dać wspaniały efekt. Zaczynajmy więc.


1. Bahama Mama The Balm
Klasyk tej marki, piękny intensywny odcień, pięknie wygląda na opalonej skórze. Nadaje się zarówno do konturowania jak i ocieplenia skóry. Bardzo napigmentowany ale też bardzo łatwo się rozciera. Jest trochę droższy, ale moim zdaniem cena jest adekwatna do jakości.
2. Inglot HD Powder 505
Produkt ten jest przeznaczony do konturowania twarzy i spisuje się w tym na medal. Nadaje piękny naturalny cień pod kością policzkową, nadaje się też do konturowania nosa - oczywiście przy użyciu odpowiedniego pędzla. Za zwględnie małą cenę dostajemy świetny produkt, polecam :)
3. Essence Sun Club
Najnowsza "zdobycz". Jest to piękny ciepły odcień brązu z delikatnymi pomarańczowo-czerwonymi tonami, co nie będzie odpowiadało wszystkim. Niemniej jednak uważam, że taki odcień jest idealny do ocieplenia twarzy, zwłaszcza gdy złapią ją słoneczne promienie. Jest ogromny przez co starczy nam na wiele miesięcy jeśli nie lat. Pigment nie jest zbyt mocny co będzie dobre dla dziewczyn, które dopiero zaczynają przygodę z bronzerami - ciężko z nim przesadzić.

Od lewej: Elf, Bahama Mama, Bourjois, Inglot, Essence, Bell

4. Bell hypoallergenic bronze powder
Pierwszy mój zakup z serii hipoalergicznej Bell. Jest to bardzo delikatny odcień brązu, nada się zarówno do ocieplenia twarzy jak i do konturowania.  Nie jest przesadnie napigmentowany przez co lepiej mi się z nim pracuje. Łatwo się rozciera, ale mam wrażenie że z czasem blednie na skórze.
5. Bourjois czekoladka
Mój pierwszy bronzer, pamiętam swój dylemat czy warto wydać tyle pieniędzy na coś takiego. Ostatecznie skusiłam się i zaczęłam go intensywnie używać. Szkoda że wtedy nie wiedziałam dokładnie na które części twarzy nakładać bronzer żeby wyglądało to najkorzystniej ;) Tak czy inaczej nadaje skórze bardzo ładny, naturalny kolor. Nadaje się również do konturowania, choć nie będzie ono zbyt ostre. Pomimo że kupiłam go jakieś 5 lat temu - nadal pachnie jak na początku.
6. Bronzer Elf
Zamówiony przez przypadek do jakiegoś zamówienia - w internecie nie wyglądał tak intensywnie! Nie używam do na twarz, kolor jest zdecydowanie za ciemny i zbyt mocno napigmentowany. Czasami wykorzystuję go jako cień do powiek ;)


Bronzery, które chcę jeszcze wypróbować:
- Chanel - Solei Tan de Chanel
- Nars Laguna
- Makeup Revolution  Ultra Bronze Bronzer
- Estee Lauder Bronze Goddess

Jaki jest Wasz ulubiony bronzer?
Dajcie znać w komentarzach, chętnie wypróbuję coś nowego :)

piątek, 8 maja 2015

Golden Rose Velvet Matte nr 18 - czerwień idealna :)

Hej dziewczyny :)

Witam Was w piątkowy wieczór, weekend przed nami co mnie szczególnie cieszy :) Pomijając fakt, że w końcu się wyśpię, weekend zamierzam wykorzystać do granic możliwości :) Macie jakieś szczególne plany na te wolne dni? ;)


Dzisiaj mam dla Was kolejną recenzję i tym razem będzie to szminka Golden Rose Velvet Matte nr 18. Chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej serii, jest chyba najbardziej rozsławiona spośród całego asortymentu firmy. Numer 18 jest idealnym odpowiednikiem słynnego odcienia szminki MAC - Red. 

Tubka jest klasyczna dla serii Velvet Matte, o raczej skromnej szacie graficznej. Niemniej jednak jest wykonana solidnie, nie otworzy się w torebce co jest dla mnie bardzo ważne. Napisy mogę się zetrzeć, stało się tak z jedną ze szminek z tej serii, które posiadam. Opakowanie zawiera 4,2g produktu i kosztuje 10,90 zł na stoiskach Golden Rose. 


Przejdźmy do kolorku. Jest to piękna "niebieska" czerwień, bardzo głęboka i intensywna. Jest to odcień, którego tony będą sprawiały, że nasze zęby staną się wizualnie bielsze. Pigmentacja jest powalająca, naprawdę niewiele trzeba by pokryć nim całe usta. Oczywiście do idealnej aplikacji polecam użyć konturówki przed nałożeniem szminki oraz pędzelka do jej aplikacji. 


Należy również pamiętać, że jest to szminka o matowym wykończeniu, warto więc zrobić peeling ust przed nałożeniem oraz dobrze je nawilżyć. Ja osobiście mogę tą szminkę nosić cały dzień bez dodatkowego nawilżania, co przy moich bardzo suchych ustach jest absolutnie niesamowite. Utrzymuje się na ustach wiele godzin, w trakcie picia napoi nie ściera się, jedynie po jedzeniu konieczna jest tylko drobna poprawka. Jak zaschnie na ustach, nigdzie się nie ruszy :)


Aplikacja może być trochę trudna dla początkujących, jeśli zależy nam na idealnym kształcie. Pomyłki ciężko jest naprawić, warto więc użyć pędzelka dla większej precyzji. 

Plusy:
+ piękny kolor
+ opakowanie
+ trwałość
+ pigmentacja
+ zawiera witaminę E
+ cena
+ dostępność
+ wydajność

Minusy:
- brak

Podsumowując: Jest to przepiękny kolorek, absolutny ulubieniec wśród czerwonych szminek. A jeśli ktoś nie lubi matowego wykończenia może zawsze dodać błyszczyk i ruszać w drogę :)

Macie szminki z tej serii?
Który numer jest Waszym ulubionym odcieniem? :)

Miłego weekendu :*